poniedziałek, 28 stycznia 2019

Płaszcz na płaszczu / Coat on coat

Jednak jestem niepoprawnym, choć zniszczalnym nałogowcem. W sobotę zrobiłam ledwo, ledwo, padając z nóg, zdjęcia 2 stylizacji. Zaraz też w sobotę puściłam posta z pierwszą. Dziś już nie wytrzymałam i puściłam tę drugą. To moje marne samopoczucie jest chyba moim prawdziwym kołem ratunkowym, bo kiedyś robiłam zdjęcia 7-9 stylizacji za jednym razem i puszczałam posty jak szalona, właśnie co dwa, trzy dni, i pewnie znów tak by było, gdybym tylko miała energię. Drugim moim kołem ratunkowym są lumpeksy, które poza wspomnianymi białymi rzeczami ostatnimi czasy, nie mają dla mnie słownie NIC. Po prostu totalna pustka i żenada. Zawsze uważałam, że nie ma przypadków i ta sytuacja tylko to potwierdza. Mam takiego swojego bardzo uciążliwego, ale jednak ratunkowego katamarana.


sobota, 26 stycznia 2019

Biało na białym / White on white

Piszę migiem tego posta, zanim moja radość się ulotni cichaczem, najgorzej, gdy z płaczem ;) Naprawdę miałam ochotę zrobić jakieś zdjęcia i puścić posta, i naprawdę, gdy udało mi się z tych zdjęć coś wybrać, to ucieszyłam się bardzo. Moja chwilowa równowaga jest jednak bardzo chwiejna i wystarczy czasem jedno słowo, jedna opinia, nawet w odczuciu wszystkich innych pozytywna i budująca, tylko w moim przekonaniu nie, by moje ostatnie piwnice wyciągnęły po mnie ponownie swe macki. Muszę być bardzo, bardzo ostrożna, muszę dmuchać na zimne i Was także o to proszę :)


poniedziałek, 21 stycznia 2019

PHENOMENAL US - CHALLENGE 39

W krainie futrzaków / Cuddly Furry Land


To mój pierwszy post obrazkowy po 2 miesiącach. Nie mam pojęcia w żadnym kolorze, kiedy będzie następny. "Szczęśliwi inaczej" czasu nie liczą ;)

czwartek, 17 stycznia 2019

Moja szafa zawsze kompa .... tybilna.

    Przed 50-tką i przed blogiem miałam szafę bardzo kompaktową. Mogłaby śmiało służyć stylistkom za wzór z Sewr. Cały rok mieścił się na wieszaku o długości 100 cm i wszystko było możliwie najlepszej jakości, na jaką było mnie stać i idealnie ze sobą skomponowane. Nie było jednej przypadkowej rzeczy, czy kupionej pod wpływem impulsu. Nie było też nigdy nic trendowatego, bo rzeczy musiały być uniwersalne i ponadczasowe, ale zawsze były albo w fajnym kolorze, albo miały ciekawy fason. Były to sukienki z Solara, kupowane zaraz, jak tylko się pokazały w sklepie, bo jeżeli już cudem coś mi spasowało, to nie mogłam sobie pozwolić na wątpliwą szansę dorwania mojego rozmiaru na przecenach. Kupowałam jedną dobrą rzecz raz na pół roku, podobnie jedną parę droższych, dobrej jakości butów, nawet dużo rzadziej. Kiedyś byłam z siostrą i jej facetem na zakupach. Ten nie mógł się nadziwić, jak mogę wejść do jakiegoś sklepu i wyjść natychmiast z hasłem "Tu nie ma moich kolorów".  Byłam wtedy duża i nie było mi łatwo znaleźć czegoś fajnego, w czym czułabym się i wyglądała dobrze, no i nigdy nie miałam dosyć kasy, żeby móc sobie zaszaleć, ale to z własnej "winy" i nieprzymuszonej woli ;) Nie przeszkadzało mi nigdy pojawić się na kilku imprezach z kolei w tym samym, czy chodzić w 2-3 fajnych zestawach na okrągło cały sezon. Miałyśmy z Lucy kilka takich lat, że przechodziłyśmy zimy w tych samych kurtkach, niestety czarnych. Przyjeżdżając na budowę, wyglądałyśmy jak siostry, tylko takie, jak Flip i Flap :) Wśród tych lat trafił się jeden taki chudy z pewnych powodów, że nie kupiłam sobie w ciągu niego nawet jednego biednego podkoszulka.
    Kiedy po 50-tce moje życie nareszcie się wyprostowało i kilka ogromnych głazów spadło z mojego serca, poczułam się lekka jak piórko, dostałam niezwykłej energii i mogłam góry przenosić, co zresztą chętnie robiłam. Pod wpływem tego poweru w pół roku schudłam 16 kg, rozdałam ciuchy, z których wyrosłam i zostałam tylko z butami. Wtedy pierwszy raz trafiłam do lumpeksu i okazało się, że to nagle prawdziwy raj dla mnie. O ile w zwykłych sklepach, w sieciówkach bardzo ciężko szło mi wypatrywanie czegoś fajnego, to tutaj robiłam to momentalnie. Teraz już wiem, że sprzyjała temu moja idealnie szczupła figura, bo i o ciuchy było łatwiej, i we wszystkim wyglądało się świetnie. Do tego doszła fascynacja modą, trendami oraz chęć pokazania koleżankom zachwyconym lumpeksowymi zdobyczami moich pomysłów szerzej, stąd skok na bungee, czyli blog. Przez 2 lata blogowania przewaliły się przez moją "szafę" ogromne ilości rzeczy, często kupowanych "tylko na bloga". Nie będę się dziś odnosić do tematu pokazywania, czy noszenia, stylizowania tylko do zdjęć, czy chodzenia w czymś po niezdrowe bułki, bo o tym już wiele razy pisałam i kto czytał, zna dobrze moje zdanie :) Dziś chodzi mi o coś zupełnie innego. 
    Jednocześnie w tym okresie blogowania, pewnie eksploatując siebie za bardzo, zaczęłam podupadac na zdrowiu, tracić siły i szybko tyć. To też inny temat. Faktem jest, że prawdopodobnie ważę teraz parę kilo więcej, niż przed moim schudnięciem, czyli "tak gruba jeszcze nie byłam". Aktualnie opadł mój zapał lumpeksowo-zakupowy i blogowy. Natomiast modę lubię i trendy śledzę z równą lub nawet większą energią. Przez to, że jestem znów duża, nie wyglądam już dobrze w wielu rzeczach i znów trudno mi coś na siebie fajnego znaleźć.
     Dziś ratują mnie kiedyś kupowane oversizy, w których ledwo, ale jeszcze się mieszczę, duże swetry i plisowane spódnice, które kupowałam na szczęście chętnie od 3 lat. W moim marnym stanie psychicznym ratują mnie kolory. Mam też nadzieję, że kiedyś odremontuję siły i trochę odbuduję odporność, kondycję i sylwetkę. 
    Mogłabym wrócić do tego, co kiedyś już świetnie przećwiczyłam, kompaktowej, spójnej i bardzo praktycznej w korzystaniu szafy, ale gdy tylko o tym pomyślę, przechodzą mnie ciarki. Jestem pewna, że czułabym się jak w klatce. W tej chwili mimo mojego niezbyt ciekawego stanu psychicznego i fizycznego nie ma takiej siły, która modowo mogłaby mnie wsadzić w jakieś ramy nawet najcudowniejszego "swojego stylu". Dzięki tym wydarzeniom w moim życiu, dzięki blogowi, bardzo dzięki lumpeksom, wiem, o co mi w tej modzie chodzi i wiem z całą pewnością, jak bardzo jestem rożnorodna, eklektyczna, zmienna i chaotyczna. Dziś podoba mi się to, jutro tamto, a za godzinę zachwycam się czymś zupełnie innym. Na pewno są rzeczy, które chwytają mnie szczególnie za serce i o nich pisałam w poprzednim poście. One tez na pewno będą u mnie dominować, ale właśnie dlatego, że wnoszą wciąż smak nowości i nie pozwolą mi skostnieć, nudzić się i w efekcie wpaść w jeszcze większą dziurę w dnie.
    Już kiedyś cytowałam tutaj "Daremne żale" Asnyka. Są moim drogowskazem, gdy tylko chce mi się żyć, dlatego dziś powtórzę fragment. Dotyczy on bardzo mojego podejścia do mody i słabości do trendów.

Trzeba z Żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe:
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę!




wtorek, 15 stycznia 2019

Dlaczego właśnie Renia Jaz?

     W obliczu tego bardzo smutnego fragmentu naszego narodowego życiorysu jakoś zapragnęłam napisać coś, cokolwiek, właśnie nie na temat. Na temat to wszyscy wiedzą, co czuję, bo czuję na pewno nie mniej :(
     Parę dni temu Renia Jaz na instastory w odpowiedzi na komentarz swojej fanki przedstawiła listę blogerek, które ją najbardziej inspirują. Większość z nich znałam w ramach moich poszukiwań inspiracji na fb, w zasadzie wszystkie, tylko nie wszystkie obserwowałam. Przeglądając ich strony, doszłam do wniosku, że mimo iż część z nich ma dużo więcej obserwatorów na insta od Reni, to nie pociągają mnie one i nie fascynują w takim stopniu jak Ona. Ostatnio jest tak, że każdy jej look zapiera mi dech w piersiach, prawdziwie i głęboko wzrusza. Jako umysł artystyczno-analityczny doszłam do wniosku, że chyba wiem, o co tutaj chodzi. Chodzi o trendy, tak, tak. Te tak nieciekawie oceniane i odbierane, szczególnie w naszym kraju, także wśród osób parających się modą uważane za fuj niesławne trendy. O tę "gonitwę" podobno ślepą mimo przeszkód za nimi.
     Przedstawione przez Renię blogerki są albo bardzo ascetyczne, klasyczne, minimalistyczne, naturalne albo bardzo szalone, ekstremalnie kolorowe, przerysowane, wizerunkowo krzykliwe. Oba te nurty dla mnie są odzwierciedleniem tego samego priorytetu, który jest tak bardzo promowany, czyli, że moda ma podkreślać naszą osobowość, czy indywidualność. W efekcie albo jesteśmy podziwianym kolorowym ptakiem, albo uwielbianą perfekcyjną, klasyczną ikoną stylu, często dodatkowo intelektualistką. Moda ma tu rolę bardzo służebną i super. Podziwiam przedstawicielki obu tych nurtów, ale szybko się oglądaniem ich stylizacji nudzę, lub męczę.
     To co przyprawia mnie o szybsze bicie serca, plasuje się gdzieś pośrodku. Czyli styl, świadomość, klasa, ale w odważnym połączeniu z najnowszymi trendami. Nie znam drugiej takiej osoby, która żeniłaby te dwie rzeczy w tak idealnych proporcjach, jak Renia. Trendy dodają modzie świeżości, powodują, że wciąż się chce czegoś nowego, że otwieramy się szeroko na świat i przełamujemy własne stereotypy, moim zdaniem wręcz uczą tolerancji. Natomiast klasa, styl, indywidualność, moim zdaniem, co wielokrotnie już podkreślałam, to jest coś, co się ma i nie zbuduje się tego naukowo, przynajmniej nie jest to łatwe, choć pewnie warto próbować.
     Czuję taką bliskość z Renią http://venswifestyle.com/ i podobną z Margot http://iameverywoman.eu/, bo wszystkie trzy kochamy ten świeży oddech trendów, a one dwie pięknie i odważnie się w tych trendach poruszają, nie zatracając wcale w tym siebie, co może kiedyś i mnie uda się osiągnąć :) Krótko po tym gdy poznałam Renię, zaraz na początku jej bloga, pozwoliłam sobie nazwać nas siostrami blogowymi, nie odmówiła, a chwilę póżniej trzecią siostrą została Margotka. Różnie potoczyły się nasze blogowe losy, dlatego dziś uważam, że lepszym określeniem dla nas byłoby, a w zasadzie co mi tam, jest!: Siostry Modowe i jeszcze dodam Odważnie Trendowe :)))
     No to sobie popisałam, na tyle miałam sił, niech mnie, obrazki może dołączę, może nie.
Renia mi chyba wybaczy, a Ci, co zwiedzeni tytułem posta przeczytają go dziwnym trafieniem, może też :)
     Zastanawiam się, czy po tej pisaninie jest mi lżej jakoś, jeszcze trudno mi to ocenić. Trzymcie się ciepło. Jakby co, to ja bardzo rozumiem decyzję Jurka Owsiaka, ale to nie jest hasło do dyskusji. Buziaki.